Nie znałam jej. Nie jest nawet potwierdzone, czy się widziałyśmy. Zmarła zimą w 1986 r. Miałam wtedy roczek. Mieszkałam z rodzicami w innej miejscowości.

Prababcia Polusia jest moją przodkinią po linii kobiecej. Urodziła się, żyła i umarła na kielecczyźnie. Wyszła za mąż za M., z którym miała trójkę dzieci. Niestety jeden syn umarł bardzo wcześnie, nie dożył nawet młodości.

Wspomnienia o Polusi są bardzo fragmentaryczne. Prześwieca przez nie wszechobecna śmierć. Straciła syna i męża. W 1943 r. umarł M. Musiało być jej bardzo trudno. Została sama z dziećmi w czasie wojny. Choć tak naprawdę nie wiadomo jak potoczyłyby się losy… wtedy przecież zaciągano do wojska.

Mieszkała w jednoizbowym domu. Zajmowała się gospodarstwem, pracowała na roli i hodowała zwierzęta. Poza tym – dużo szyła i to nie tylko swoim dzieciom, ale później również wnukom.

Z czasów wojennych zachowała się jedna opowieść, o tym jak grożono Polusi karabinami. Jednak wciąż brakuje szczegółów.

Ze wspomnień jej córki Z. zachowały się obrazki Polusi, jak idzie przez pola, trzyma w ręku buty, żeby się nie zniszczyły. Było w tym dużo poszanowania dla przedmiotu, dla rzeczy, które nie były tak dostępne jak dzisiaj.

Była osobą wierzącą, jeździła rowerem co niedzielę do kościoła.

Chodziła ubrana w fartuch sięgający do pasa i zawsze miała na głowie chustkę.

Rodzina mieszkająca w pobliskiej wsi wspomina, że była osobą, która na wszystko miała czas, nie spieszyła się, może była nawet w jakiś sposób powolna. To z pewnością mnie z nią łączy – niechęć do pośpiechu.

Kiedy Z. wyszła za mąż, przeprowadziła się do domu męża. Polusia odwiedzała córkę i wnuczki. Zdarzało się, że nawet nie wchodziła, że nikt nie wiedział, że przyszła, nie ujawniała się. Bo tylko zaglądała przez okno i sprawdzała, czy wszystko w domu dobrze, czy nikt nie choruje. Nasuwa mi się skojarzenie z Aniołem Stróżem, który czuwa, choć nawet nie zdajemy sobie sprawy.

Najwięcej czasu spędzała ze swoją wnuczką J. Być może uda mi się jeszcze usłyszeć od niej – kim właściwie była prababcia.

Na starość zapadła na demencję. Czasami nie rozpoznawała rodziny, swojej córki, swoich wnuczek, co z pewnością było przykrym uczuciem dla najbliższych.

Miała trudne życie.

Przede mną jeszcze długa droga do odkrywania tej cząsteczki siebie w niej. A co mnie do niej przyciąga? – Bliskość ziemi, czuwanie i nieujawnianie się. Bycie wszędzie lecz po cichu….

/PD/